Jeżeli ktoś chciałby przeczytać o zbrodniach PiSu na które trafili kontrolerzy HGW to Gazeta Wyborcza służy przykładem.
Chodzi o badania opinii publicznej w 2005 roku do których dołączono pytania o politykę.
Fragmenty:
OK, niech wyjaśnia prokuratura. Tylko, co miałaby dokładnie wyjaśniać? Zaginięcie wyników badań sprzed 2 latach czy zasadność przeprowadzenia samych badań?
Ten ostatni fragment wzbudził moje wątpliwości. Anonimowy urzędnik Ratusza (skoro mamy nową ekipę to dlaczego o naciskach Andrzej Klarkowskiego nie chce mówić pod nazwiskiem?) mówi, że "Klarkowski próbował dołożyć dodatkowy zestaw pytań". Jeżeli w następnym zdaniu mamy "Ostatecznie Barometr sprawdzał zadowolenie z demokracji i stanu gospodarki" to na mój gust oznacza to, że miał zamiar (według anonimowego urzędnika), ale mu się nie udało i nie pytano o poziom zadowolenia z rządu. I co ma tu konkretnie badać prokuratura?
Czy w związku z tym Jarosław Jóźwiak byłby gotowy regularnie publikować (a może Gazeta zdobyłaby się na odwagę, żeby pytać) na stronach miasta wszystkie badania przeprowadzane na zlecenie Ratusza, tak, aby zainteresowani mogli ocenić czy zadawanie poszczególnych pytań jest uzasadnione?
Chodzi o badania opinii publicznej w 2005 roku do których dołączono pytania o politykę.
Fragmenty:
Ekipa Lecha Kaczyńskiego za jego stołecznej prezydentury zamawiała badania opinii za publiczne pieniądze. "Gdyby w najbliższą niedzielę miały odbyć się wybory do Sejmu, to na jaką partię by Pan głosował?" - pytano w sondażu w 2005 r., tuż przed wyborami.Źródło: Iwona Szpala, Badali sympatie do PiS, Gazeta Wyborcza - Stołeczna, link do strony.
- Tematyka tych badań zastanawia - mówi Jarosław Jóźwiak, wicedyrektor biura prezydenta Warszawy. - Mogły służyć celom politycznym. Szczególnie, że działo się to w roku wyborczym. Powiadomimy prokuraturę.
Stosowny wniosek czeka już tylko na podpis szefa biura kontroli, które prześwietlało sprawę sondaży.
Sondażowa ofensywa ekipy PiS przypadła na 2005 r. Nadzorował ją zespół doradców prezydenta, który tworzyli zaufani Lecha Kaczyńskiego. Uznali, że trzeba kupić ogólnopolskie badania, by miesiąc w miesiąc śledzić nastroje w rządzonej przez PiS stolicy i porównywać je z innymi dużymi miastami. Danych dostarczały Pentor, PBS, CBOS i Ipsos.
Budżet przedsięwzięcia sięgał 100 tys. zł. Dane miały trafić do doradców, ale nie ma po nich śladu. "Zachodzi uzasadnione podejrzenie, że pięć umów (...) miało charakter pozorny, ponieważ wyniki badań oraz opracowania w wersji papierowej zaginęły, natomiast z nośników elektronicznych zostały usunięte" - czytamy w raporcie z kontroli.
Projekt nadzorował wiceszef zespołu prezydenckich doradców Andrzej Klarkowski, z wykształcenia socjolog. Dziś doradza prezydentowi w Pałacu, reprezentuje go też w radzie CBOS. Choć w 2005 r. Klarkowskiemu podlegał Ośrodek Konsultacji i Dialogu Społecznego w ratuszu, żaden z jego pracowników nie widział wyników zamawianych sondaży. Mówi jeden z nich: - Na podstawie tzw. wiedzy korytarzowej wiedzieliśmy, że te dane raczej nie mieszczą się w ramach działalności ośrodka i lepiej nie mieć z nimi nic wspólnego.
I przypomina, że miasto prowadziło własne badania opinii, tzw. Barometr Warszawski. To właśnie do Barometru na przełomie maja i czerwca 2005 r. Klarkowski próbował dołożyć dodatkowy zestaw pytań. PiS-owskich doradców interesował m.in. poziom zadowolenia z rządu, czy "im mniej rząd angażuje się w sferę gospodarczą, tym lepiej dla Polski", czy "rząd powinien podjąć działania zmierzające do zmniejszenia różnic w dochodach". Ostatecznie Barometr sprawdzał zadowolenie z demokracji i stanu gospodarki.
OK, niech wyjaśnia prokuratura. Tylko, co miałaby dokładnie wyjaśniać? Zaginięcie wyników badań sprzed 2 latach czy zasadność przeprowadzenia samych badań?
Ten ostatni fragment wzbudził moje wątpliwości. Anonimowy urzędnik Ratusza (skoro mamy nową ekipę to dlaczego o naciskach Andrzej Klarkowskiego nie chce mówić pod nazwiskiem?) mówi, że "Klarkowski próbował dołożyć dodatkowy zestaw pytań". Jeżeli w następnym zdaniu mamy "Ostatecznie Barometr sprawdzał zadowolenie z demokracji i stanu gospodarki" to na mój gust oznacza to, że miał zamiar (według anonimowego urzędnika), ale mu się nie udało i nie pytano o poziom zadowolenia z rządu. I co ma tu konkretnie badać prokuratura?
- Mam tego serdecznie dość - zaczyna Andrzej Klarkowski. - Już się z tego publicznie tłumaczyłem. Po stwierdzeniu, że "polityka jest dżunglą", zgadza się rozmawiać. Przekonuje o roli zamawianych badań. - Chodziło m.in. o ustalenie poziomu frustracji i klimatu społecznego w Warszawie - wyjaśnia. - Barometr był robiony raz na kwartał, a tu mieliśmy dane miesiąc w miesiąc.Źródło: Iwona Szpala, Badali sympatie do PiS, Gazeta Wyborcza - Stołeczna, link do strony.
Podkreśla, że każda ekipa powinna wiedzieć, "co się dzieje w nastrojach mieszkańców miasta". - W pewnym momencie okazało się np., że w Warszawie ludzie bardziej boją się utraty pracy - daje przykład. - A jak nastroje poszybowały po obchodach Powstania Warszawskiego!
Czy w związku z tym Jarosław Jóźwiak byłby gotowy regularnie publikować (a może Gazeta zdobyłaby się na odwagę, żeby pytać) na stronach miasta wszystkie badania przeprowadzane na zlecenie Ratusza, tak, aby zainteresowani mogli ocenić czy zadawanie poszczególnych pytań jest uzasadnione?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: Komentarze nie są moderowane (poza wyjątkowymi przypadkami), ale proszę pamiętać, że każdy bierze odpowiedzialność za treść swoich wpisów.