11 wrz 2007

Czas na "zero tolerancji" dla nielegalnego graffiti?

Materiał z TVP3 o graffiti na ścianie Domu pod Gryfami przy pl. Trzech Krzyży.


Jeżeli miasto chce poradzić sobie z tym problemem to zamiast opowiadać o szkoleniach dla strażników miejskich i kilku dodatkowych patroli, powinno czerpać pomysły z kompleksowych programów "zero tolerancji dla graffiti" wdrażanych w różnych miastach na świecie.

Kilka przykładów znalezionych w sieci:

Chyba najbardziej znany i opisywany przykład, czyli New York i powołanie "Anti-Graffiti Task Force". Skoordynowanie działań wielu jednostek, nie tylko w zakresie usuwania graffiti, ale też w obszarze edukacji.

New York City: A focused approach to rapid cleaning and removal.


Melbourne. Kilka przykładów z programu dostępnego na stronach miasta: Oddzielna linia telefoniczna dla mieszkańców zgłaszających graffiti. Lokalne władze mają 24 godziny na poinformowanie właścicieli budynków i wezwanie ich do usunięcia graffiti w określonym czasie. W przypadku np. obraźliwych czy rasistowskich napisów jest to 12 godzin.

Władze mogą same zlecić usunięcie napisów nawet na prywatnej własności, jeżeli są one obraźliwe lub właściciel nie ma na to środków. Podstawą działań jest jak najszybsze usunięcie graffiti.

Link do opisu programu.


Nawet małe miasto Gilroy w Kalifornii ma swój program. Przykładowo: osoba złapana po raz pierwszy na gorącym uczynku musi odpracować ponad 60 godzin w ramach prac społecznych a za drugim razem, jeżeli zostanie złapana to ma do odpracowania kolejne 130 godzin.

Duży zbiór najlepszych praktyk (Graffiti Prevention: Best Practices for Communities) jest dostępny tutaj.

Tylko czy ekipie Pani Prezydent wystarczyłoby odwagi na walkę z tym problemem zdecydowanymi metodami. Bo przecież "zero tolerancji" nie wpisuje się w priorytety tej ekipy.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zważywszy, że u nas nie ma żadnych programów, to pewnie wystarczyłoby nasilenie 30% w stosunku do programów amerykańskich, by matołom - a zwykle także przestępcom, czego się w zasadzie nie mówi - zaczęło być szkoda wyrzucać kasę w błoto.

pretm pisze...

Tylko kto się zdecyduje na takie programy bez ryzyka, że usłyszy o budowaniu państwa policyjnego.

Aksta pisze...

Oj aby tylko nie wylali dziecka z kąpielą....Są miejsca, gdzie się zamawia graffiti. Jest ono ozdobą i reklamą. Znając zajadłość niektórych polityków może się okazać, że szkoły i puby będą musiały zamalowywać ściany.

Hiro Protagonist pisze...

W pełni się zgadzam z tym, że problem ten należy wreszcie w sposób konkretny rozwiązać. Trudno jest nie zwrócić uwagi na zezwierzęcenie, które każe żulom niszczyć nie tylko budowle komunalne w rodzaju mostów czy innych konstrukcji tego typu, ale i zabytki. Widzieliście jak wygląda skarpa za kampusem Uniwersytetu Warszawskiego? Napisy na bocznych ścianach kamienic koło Ronda de Gaulle'a? Konieczne jest drakońskie prawo i rozwój monitoringu, bo jeśli kwestia ta dalej będzie traktowana po macoszemu, to wkrótce Warszawa dotknie estetycznego dna. Wraz z dziką reklamą, właśnie grafitti to największa choroba trawiąca przestrzeń publiczną. Jednak przy obecny nastawieniu Ratusza ten problem mógłby chyba rozwiązać tylko polujący na tych dresiarzy snajper. Wszelkie racjonalne dyskusje kończą się tylko uderzeniem w mur imposybilizmu ze strony władz. Potrzebna jest konkretna inicjatywa w sprawie estetyki miejskiej- więcej na ciamciaramcia.blogspot.com

Prześlij komentarz

Uwaga: Komentarze nie są moderowane (poza wyjątkowymi przypadkami), ale proszę pamiętać, że każdy bierze odpowiedzialność za treść swoich wpisów.