10 paź 2007

O "zamkniętych osiedli jest ponad 400".

Trafiłem na interesujący artykuł w gazecie Echo Miasta, który porusza kwestię zamkniętych osiedli. Temat omawiany w różnych dyskusjach od czasu do czasu, ale warto do tego wracać.

Dłuższy fragment:
Warszawa może pochwalić się już 400 zamkniętymi osiedlami. Dla przykładu, Berlin tylko jednym. – Jesteśmy aspołeczni, bo wolimy się grodzić, niż ze sobą rozmawiać – alarmują eksperci.

– Pod względem liczby zamkniętych osiedli możemy się równać tylko z miastami Ameryki Południowej – mówi Grzegorz Buczek, architekt i urbanista z PW. – Ale tam ludność musi się bronić przed grasującymi po mieście gangami z faveli. Nigdzie w Europie nie ma tak wielu zamkniętych osiedli, co w Warszawie! W Berlinie jest tylko jeden taki kompleks, „Arkadien”.

Na Zachodzie od lat odchodzi się od dzielenia miast płotami, uważając to za działania aspołeczne. W Warszawie wręcz przeciwnie... Dzisiaj zamkniętych osiedli jest ponad 400. Jeszcze pięć lat temu było ich dwa razy mniej.

Mieszkańcy stolicy chętnie się do nich przeprowadzają głównie ze względu na poczucie bezpieczeństwa. To bardzo złudne. Specjaliści są zgodni, że zamknięte osiedla charakteryzują się tym, że jeśli dochodzi tam do przestępstw, to częściej są one większego kalibru. – Grasujący na nich przestępcy są bardziej zdesperowani i zmotywowani. Wysoki płot i ochroniarz tworzą aurę luksusu. Złodziej spodziewa się wartościowych łupów, więc jest w stanie posunąć się dalej. Znane są także przypadki współpracy ochroniarzy domów z gangami włamywaczy – można było usłyszeć na ubiegło tygodniowej konferencji „Miasto bezpieczne to miasto sprawiedliwe”.

– Z moich obserwacji nie wynika, żeby zamknięte osiedla negatywnie wyróżniały się na tle tych ogólnodostępnych. Nie są też jednak bardziej bezpieczne – mówi Krzysztof Nowak z komisariatu policji na Woli, gdzie w ostatnich latach powstało wiele chronionych kompleksów mieszkalnych.
Źródło: Maciej Cnota, Metafora więzienia, Echo Miasta, link do strony.

I jeszcze opis książki na którą powołuje się autor czyli „Gettoizacja polskiej przestrzeni miejskiej” Bohdana Jałowieckiego i Wojciecha Łukowskiego:
"Gettoizacją przestrzeni miejskiej". Autorzy tomu nazywają nasilające się zjawisko powstawania zamkniętych, strzeżonych osiedli mieszkaniowych i postępującej jednocześnie degradacji osiedli starych, głównie przemysłowych. Konsekwencją tego procesu jest powstawanie gett dobrobytu i ubóstwa, co zagraża spójności społecznej polskich miast.

Ze względu na indywidualne szanse życiowe zamieszkanie na zamkniętym osiedlu bywa postrzegane jako największe osiągnięcie, dowód materialnego powodzenia. Ma przyczynić się do zwiększenia poczucia egzystencjalnego bezpieczeństwa. Może się jednak okazać pułapką dla odizolowanych w nim mieszkańców.

Autorzy książki z różnych punktów widzenia analizują zjawisko gettoizacji oraz składające się nań dwa bieguny – bogactwa i biedy. Zastanawiają się, czy na obu nie pojawia się – swoisty dla każdego bieguna – problem społecznego wykluczenia, który najdotkliwiej mogą odczuć wychowane w gettach bogactwa i biedy przyszłe pokolenia.
Źródło: Link do strony.

Mam nadzieję, że takie zagadnienia są w obszarze zainteresowania naszej lokalnej władzy.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

zlewicowane spoleczenstwo owiec
co to ku** obchodzi jakiegos zakichanego socjologa czy ja sobie mieszkam na zamknietym osiedlu czy nie mieszkam
MOJA KASA MOJE ZYCIE MOJA DECYZJA
WALCIE SIE

Prześlij komentarz

Uwaga: Komentarze nie są moderowane (poza wyjątkowymi przypadkami), ale proszę pamiętać, że każdy bierze odpowiedzialność za treść swoich wpisów.