9 mar 2009

Zgoda Rady Warszawy nie jest Ratuszowi potrzebna.

O przeniesieniu liceum Hoffmanowej i szkół z ulicy Hożej 88.

Na ostatniej sesji pod koniec lutego Rada Warszawy nie podjęła decyzji o przeniesieniu szkół z ulicy Hożej 88 do budynku przy ulicy Szczęśliwickiej. Projekt odesłano do komisji w oczekiwaniu na stanowisko radnych Śródmieścia. Czy to oznacza, że zdanie radnych może mieć znaczenie (jak naiwnie sądziłem jeszcze kilka dni temu)?

Oczywiście, że nie.

Ratusz działa zgodnie z wcześniej przyjętym harmonogramem a zgoda radnych Śródmieścia i Rady Warszawy nie jest mu do szczęścia potrzebna.

Na początku marca (według księgi zamówień publicznych), czyli już po głosowaniu podpisano umowę na wykonanie dokumentacji projektowej na modernizację budynku Zespołu Szkół Zawodowych i Licealnych nr 1 przy ul. Hożej 88. Koszt dla budżetu to ponad 713 tysięcy złotych.

Żeby nie było wątpliwości program funkcjonalno - użytkowy będący załącznikiem do SIWZu zatytułowano "Program funkcjonalno-użytkowy przystosowania budynku zespołu szkół samochodowych i licealnych przy ul. Hożej 88 dla dwóch obiektów szkolnych liceum i gimnazjum". Ciekawe czy przedyskutowany z przyszłymi lokatorami budynku przy Hożej 88.

Informacja o udzieleniu zamówienia.

Dokumenty związane z przetargiem.

Jeszcze nigdy tak wielu (60 radnych RW i 25 w radzie Śródmieścia), nie znaczyło tak niewiele.

16 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ratuszowi nie są potrzebne nawet tytuły własności do nieruchomości - aby wydać pozwolenie na budowę po nie swoim gruncie - np. decyzją Nr UD-XIII-WIR/D/5544-1/388/08 z dnia 22.09.2008 ratusz wydaje zgodę na wejscie inwestora w grunt którego nie jest właścicielem. Grunt ten jest niehipotekowany - właściciel nieustalony.Nie ma też ustanowionego kuratora sądowego, który by tym gruntem zarządzał - zgodnie z obowiązującym prawem. Miasto w latach 60-tych i 70-tych wpisało się samo jako władający tym i innymi gruntami w Warszawie na podstawie stanu prawnego, który urzędnicy sami ustalali(co już było przedmiotem nie jednej rozprawy sądowej - przegranej przez ratusz).Takich "decyzji" jest więcej - dotyczą one między innymi budowy ulic w Dzielnicy Wawer - w dodatku nie tych najbardziej niezbędnych dla mieszkańców, czyli np. wpisanych do rejestru dróg gminnych i nigdy nie wykonanych.

Unknown pisze...

Dokładnie - takie pytanie zadałam radnym na tej sesji: po co są radni skoro nie mają żadnej władzy? PRETM bardzo bym chciała żebyś się ze mną skontaktował: mokotowscyrodzice(at)gmail.com

roody102 pisze...

Jak to po co? Po to, żeby partyjnym dołom zapewnić stołki. Inaczej kto by się angażował w lokalną kampanię wyborczą, zbieranie podpisów, plakatowanie itd.? Mokotowscy rodzice?

Proszę nie odbierać tego osobiście - chodzi mi po prostu o to, że chora struktura warszawskiego samorządu z ponad czterema setkami radnych, z których większość - czyli wszyscy w dzielnicach - nie są do niczego potrzebni, a pozostali (rada miasta) są upolitycznieni jest przede wszystkim skutkiem tego, że to my - warszawiacy - przed dwie dekady centralnie gdzieś mieliśmy - z nielicznymi wyjątkami - nasz samorząd, jego strukturę, kompetencje itd.

W efekcie po 20 lat Warszawa stanowi cenny polityczny tort do podziału przez zwycięzców. Tort wart setki tysięcy głosów, tort mogący przesądzić o wyniku wyborów w skali kraju, ale tort, który nie rozumie, że jakość jego życia zależy właśnie od tych wyborów. Sami warszawiacy kierują przy lokalnych wyborach partyjnymi barwami dzielnie utrwalając w ten sposób tę patologię.

Efekt jest taki, że dziś właściwie nie ma poważnej dyskusji o kształcie warszawskiego samorządu, bo to ostatnie pomrukiwanie o zmniejszeniu ilości radnych z czterech setek do dwóch to po pierwsze kpina, a po drugie pustosłowie.

Ja się strasznie cieszę, że coraz więcej warszawiaków się z tym zderza. Szkoda, że dopiero przy okazji jakiejś niekorzystnej dla nich decyzji, ale dobrze, że w ogóle zaczyna rosnąć jakaś elementarna świadomość tego, jak działa samorząd. Że takie sytuacje zmuszają ludzi, by pójść wreszcie na sesję rady, na posiedzenie komisji.

Może pośród tych poszkodowanych pojawią się w końcu lokalni działacze z prawdziwego zdarzenia.

pretm pisze...

@ roody102

Efekt jest taki, że dziś właściwie nie ma poważnej dyskusji o kształcie warszawskiego samorządu, bo to ostatnie pomrukiwanie o zmniejszeniu ilości radnych z czterech setek do dwóch to po pierwsze kpina, a po drugie pustosłowie.

Dlaczego od razu kpina skoro sam wskazujesz, że jest ich za dużo? Problem z tą propozycją polega na tym, że nie jest wsparta pomysłami na reformę Rady Warszawy.

Rada Warszawy oraz rady dzielnicowe powinny być mniejsze, ale nie z powodu oszczędności, które wrócą do budżetu. Zaoszczędzone pieniądze można przeznaczyć na lepsze wynagradzanie tej liczby radnych, która pozostanie.

Nie miałbym nic przeciwko mając radnych "zawodowych" (tak jak z zawodowymi posłami) pod kilkoma warunkami:

- pełna dostępność dla mieszkańców (a nie tylko "dyżur w pierwszy wtorek miesiąca");

- więcej dyskusji w komisjach nad poszczególnymi projektami łącznie z czasem dla zainteresowanych mieszkańców na ich analizę (a nie tak jak teraz środa na komisji i czwartek głosowanie, dobrze to było widać po projekcie prywatyzacji SPECu);

- częstsze sesje rady, ale bez maratonów kilkunastogodzinnych (kto ogląda ten wie jaki bywa chaos z braku frekwencji i jak lekko podchodzi się do poważnych spraw, byle już iść do domu);

Z innych pomysłów:

- większe możliwości kontroli wykonania budżetu przez Ratusz, obowiązkowe regularne sprawozdania dyrektorów biur przed komisjami;

- plus detale związane z przejrzystością np. zapisy wideo z przebiegu komisji i archiwum transmisji sesji;

Od upolitycznienia nie da się uciec, ale można RW zrobić bliższą mieszkańcom. A radni będący pod lupą i mający niezbędny czas, może będą lepszymi samorządowcami.

pretm pisze...

@ Katarzyna

Wysłałem maila.

roody102 pisze...

Dlaczego od razu kpina skoro sam wskazujesz, że jest ich za dużo? Problem z tą propozycją polega na tym, że nie jest wsparta pomysłami na reformę Rady Warszawy.

Do tego właśnie piłem - to nie jest rzetelna propozycja reformy ustroju Warszawy, tylko populistyczna wydmuszka.

Od upolitycznienia nie da się uciec, ale można RW zrobić bliższą mieszkańcom. A radni będący pod lupą i mający niezbędny czas, może będą lepszymi samorządowcami.

Tak, ale najpierw do mieszkańców musi dotrzeć, że tylko od nich zależy to, co robią radni i kto w radach zasiada. A jak dotrze, jak politycy to dostrzegą, to pojawi się presja na zmianą ustroju. Oby.

Anonimowy pisze...

W ramach "kontroli" miasto posiada już twór zwany biurem kontroli i audytu - ostatnio podzielony na dwa biura(wiadomo więcej stołków do podziału).Oba biura przeprowadzają "kontrole" z których nic nie wynika - bo o to przeciez chodzi by zatuszować i "schować pod dywan"

pretm pisze...

Tak, ale najpierw do mieszkańców musi dotrzeć, że tylko od nich zależy to, co robią radni i kto w radach zasiada. A jak dotrze, jak politycy to dostrzegą, to pojawi się presja na zmianą ustroju. Oby.

Postawiłbym jednak najpierw na konieczność posiadania dobrego projektu zmian a później tłumaczenia mieszkańcom co z tego będą mieli i sprawdzenia czy są zainteresowani.

Anonimowy pisze...

Mieszkańcy m. st. Warszawy maja prawie zerowy wpływ na to co robi rada miasta. Wystarczy popatrzyć na to co się dzieje na sesjach m. st. Warszawy.Po co chodzić do cyrku i płacić za bilety - tam jest cyrk za darmo. Komisja np.rewizyjna która wykazuje się od wielu lat zerowym wpływem na prezydenta miasta. Np w sprawie skarg jak stwierdzi, że skarga jest zasadna to już prawdziwy wyczyn i kres jej możliwości. Jak prezydent nie stosuje się do decyzji rady to co najwyżej rada doradzi - idź obywatelu do sądu. Dla mnie rada miasta to zmarnowane pieniądze podatników - po sprawiedliwość z reguły trzeba iść do sądu i to z reguły do najwyższego. Przykład - tzw. rugi warszawskie - ile miasto straciło usiłując wyrzucić ludzi z gruntów, które były ich własnością lub które dawno zasiedzieli?

roody102 pisze...

Postawiłbym jednak najpierw na konieczność posiadania dobrego projektu zmian a później tłumaczenia mieszkańcom co z tego będą mieli i sprawdzenia czy są zainteresowani.

Ale mieszkańców to nic nie obchodzi. I póki nie zacznie, nikt nie przedstawi sensownego projektu zmian, bo nie ma to żadnego politycznego sensu. Ale na szczęście im gorzej rządzone jest miasto, tym więcej młodych osób się wkurza i powoli, powoli tworzy się ta grupa, która kiedyś, mam nadzieję, tę presję wywrze.

roody102 pisze...

... na szczęście im gorzej ...

Ładnie mi to wyszło. Czas iść do domu chyba ;)

pretm pisze...

Wystarczy popatrzyć na to co się dzieje na sesjach m. st. Warszawy.Po co chodzić do cyrku i płacić za bilety - tam jest cyrk za darmo.

Jeżeli "cyrk" odwołuje się do polityki to polityka w warszawskim samorządzie była, jest i będzie.

Natomiast to, że na sesjach do polityki dochodzi chaos to efekt takiej organizacji prac: sesje zwoływane raz czy dwa razy w miesiącu i 60 punktów w porządku obrad, a po kilku godzinach już mamy problem z kworum.

Komisja np. rewizyjna która wykazuje się od wielu lat zerowym wpływem na prezydenta miasta.

Takie są efekty gdy przewodniczącym komisji rewizyjnej jest zaufany polityk Ratusza. Niestety wprowadzenie tego zwyczaju było błędem poprzedniej kadencji, który się zemścił teraz.

Anonimowy pisze...

Wprowadzenie zaufanego człowieka Ratusza do komisji rewizyjnej ( i nie tylko) nie było błędem tylko celowym działaniem - by niewygodne sprawy nie wyciekały na zewnątrz. Tak było, jest i zapewne będzie - tak jak i zero odpowiedzialności urzędników za podejmowane decyzje. Jakoś nie widzę chętnych do zmiany ustawodawstwa w taki sposób by urzędnicy przestali byc bezkarni.W Ratuszu jak już się ujawni jakaś afera to się usuwa(przesuwa) urzędnika i tyle.

roody102 pisze...

Ustawa warszawska nie reguluje zasad prac urzędów, tylko samorządu. To trochę co innego, ale jeśli nad urzędnikami będzie lepszy samorząd, to i tam się poprawi.

roody102 pisze...

I, żeby uprościć, moja teza jest taka: żadna realna, poważna zmiana sytuacji w warszawskiej polityce nie nastąpi, dopóki politycy nie odczują na własnej skórze oddolnej presji na tę zmianę.

Ale od setek małych niezadowoleń do realnej presji droga jest daleka, a patrząc na najgłośniejszych niezadowolonych nie mam wcale przekonania, że to będzie presja konstruktywna.

pretm pisze...

Nie ma co czekać, trzeba samemu coś proponować.

Prześlij komentarz

Uwaga: Komentarze nie są moderowane (poza wyjątkowymi przypadkami), ale proszę pamiętać, że każdy bierze odpowiedzialność za treść swoich wpisów.