21 wrz 2009

O "najgorsze, co może się przydarzyć, to być przyłapanym przez dziennikarza."

Dzisiaj, z małym wkładem pracy własnej, tylko kopiuj/wklej z dwóch tygodników, ale ponieważ oba fragmenty są urocze, nie mogłem sobie darować.

Pierwszy fragment to debiut Przewodniczącej Rady Warszawy, Ewy Malinowskiej-Grupińskiej w rubryce "Z życia koalicji" w tygodniku Wprost:
(...) Inny miłośnik Platformy Obywatelskiej umieścił w Internecie kilka filmików z posiedzeń warszawskiej rady miasta z jej przewodniczącą Ewą Malinowską-Grupińską w roli głównej. Łał, co tam się dzieje! Wrzaski, połajanki, niedopuszczanie do głosu, wyganianie z mównicy, po prostu chamówa na maksa. Rafał, rozumiemy cię. Gdybyśmy taką ksantypę w domu mieli, też byśmy brodę zapuścili i do Tuska uciekli.
Źródło: Igor Zalewski, Robert Mazurek, Z życia koalicji, Wprost, link do strony.

Drugi fragment to anegdota autorstwa Piotra Lisiewicza z ostatniej Gazety Polskiej:
(...) Jechałem ostatnio w Warsie pociągiem z Poznania do Warszawy. Piłem legalne piwo, bo w pociągach z Berlina wolno. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości jakoś się ich nie ima. Pewnie dlatego, że zakazanie Niemcowi konsumpcji piwa zostałoby odebrane jako ksenofobiczna prowokacja. Do stolika dosiadł się - jak się zorientowałem z rozmowy - urzędnik Hanny Gronkiewicz Waltz z koleżanką. Postawiłem uszy niczym królik w "Kubusiu Puchatku" (albo sam Bondaryk z ABW).

Urzędnik zwierzał się, jak ciężkie bywa jego życie. Problemem, który go nurtował, był fakt, że urzędnicy nie zawsze mogą pić za pieniądze podatników alkohol. Bo przepisy zezwalają na to tylko wtedy, gdy urzędnik pije służbowo z obcokrajowcem. Jeśli w spotkaniu bierze udział np. 30 osób, w tym jedna z zagranicy, te 30 pić za nasze jak najbardziej może. Ale bez obcokrajowcy - ani łyka. Jak wspominał urzędnik, jakiś czas temu u księgowej rozliczał pewną imprezę. Na rachunku był alkohol. - A był tak ktoś z zagranicy? - spytała. - Hmm... No, byli pracownicy ambasady amerykańskiej, ale Polacy...- No dobra, wpiszemy "Amerykanie" - ustalili.

W Warsie urzędnik rozmawiał o tym wszystkim z koleżanką przyciszonym głosem, wspominając, że najgorsze, co może się przydarzyć, to być przyłapanym przez dziennikarza. Niemożliwie! Przy takiej konspiracji?!
Źródło: Piotr Lisiewicz, Gazeta Polska, 16 września 2009.

To musiał być bardzo ważny urzędnik, skoro rozliczanie alkoholu po imprezach, aż tak bardzo utrudnia mu urzędnicze życie.

W tym samym numerze Gazety Polskiej jest też artykuł o prywatyzacji SPECu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: Komentarze nie są moderowane (poza wyjątkowymi przypadkami), ale proszę pamiętać, że każdy bierze odpowiedzialność za treść swoich wpisów.